Wydawało się, że najgorsze za nami, Viva dochodziła do siebie po operacji usunięcia guza, zaczęła chodzić na spacery, aktywnie uczestniczyła w życiu codziennym… Nikt się nie spodziewał, że koniec będzie tak bliski 🙁
W ciągu swojego 12 letniego życia Viva prawie nie chorowała, była okazem zdrowia, aktywna i zawsze gotowa do akcji. Ostatnie 2 miesiące były dla niej pechowe. Gdy znalazłam ją przy pierwszym ataku padaczki myślałam, że to już koniec. Każdy atak był jak pożegnanie. Udało się ją ustabilizować, ale potem przyszedł czas rezonansu i operacji. Każdy zabieg to ryzyko, a już szczególnie przy starszym psie z chorym sercem i padaczką. Ale się udało, wszystko szło dobrze i Viva wychodziła na prostą. Dlatego nie sądziliśmy, że odejdzie tak nagle.
Viva miała 3 mioty, jest matką 18 psów, które każde ma jej cząstkę. To dzięki niej jesteśmy tu gdzie jesteśmy i zakochaliśmy się w tollerach, jest głową rodu EvViva La Vita
Kochała pracę, każdy jej rodzaj. Startowałyśmy w zawodach frisbee, flyballa i pracy wodnej. W pierwszych latach ćwiczyła także poszukiwania górnym wiatrem z @GPR.Siechnice oraz zdała wstępne egzaminy. Potem nasze drogi się rozeszły, ale Viva lubiła poszukiwania górnym wiatrem równie mocno. Tę chęć współpracy z człowiekiem przekazywała dalej każdemu szczeniakowi. Z charakteru była psem jednego właściciela, chociaż potrafiła też współpracować z każdym członkiem rodziny oraz nawet obcą osobą. Lubiła pokazywać różki i dokazywać, lubiła postawić na swoim i mieć własny pomysł na życie. Wiecznie kombinująca, z szalonymi pomysłami i niczego się nie bojąca. Można było zabrać ją wszędzie i zawsze się odnajdywała w sytuacji, mając zabawkę miało się bezprzewodową smycz. Bardzo pewna siebie, świetnie komunikująca się z psami, bardzo dobrze wychowująca młode psy. Była filarem naszego stada. Viva – Red Hot Chilli’s DAYDREAM OF VIVA
W końcu możemy napisać ten post. Viva jest, a w zasadzie była chora. Wszystko zaczęło się 23 października. Wieczorem po kolacji Viva jak zwykle poszła spać do sypialni. W pewnym momencie usłyszeliśmy dziwne odgłosy i poszliśmy sprawdzić co się dzieje. W pierwszym momencie nie wiedziałam co się dzieje, Viva wyglądała jakby spała i coś jej się śniło, z tym, że nie dało się jej obudzić. Mocno się śliniła, miała sztywne kończyny, które intensywnie się poruszały i nie było z nią kontaktu. Doznała ataku padaczkowego. Po kilku długich minutach ocknęła się, ale nie mogła stanąć na łapy. Wyglądała na zagubioną. Pojechaliśmy do kliniki, w której zbadali ją, ale w między czasie zaczęła już dochodzić do siebie, więc nie miała żadnych klinicznych objawów. Weterynarze nie mogli nam pomóc, jedynie zalecili nam pójście do kardiologa (czasem problemy z sercem wywołują ataki) oraz do neurologa. Powiedziano nam też, że atak może się nie powtórzyć w cale, ale w razie czego dostaliśmy lek, który miał go przerwać. Niestety po 26h Viva miała kolejny atak w niedzielę wieczorem, potem kolejny koło godz. 11 w poniedziałek, wieczorem w poniedziałek oraz w nocy z poniedziałku na wtorek. W sumie 5 ataków, po których dochodziła do siebie ponad 2h, kręciła się po domu bez celu, pojawiły się również problemy neurologiczne
W międzyczasie byliśmy u kardiologa, który stwierdził u Vivy zaawansowaną niedomykalność zastawki, jednak nie była ona podstawą do padaczki. We wtorek mieliśmy wizytę u neurologa, który po badaniu i wywiadzie od razu zlecił nam wykonanie Vivie rezonansu oraz punkcję (podejrzenie guza mózgu) oraz przepisał leki na padaczkę, gdyż ataki były zbyt często i stanowiły zbyt duże ryzyko. Odkąd Viva wzięła pierwszą dawkę leków ataki ustały i mogliśmy być spokojniejsi. Tydzień później Viva miała rezonans. Każde znieczulenie to ryzyko, tym bardziej przy problemach z sercem, ale Viva zniosła cały zabieg dobrze, jedynie dosyć długo się wybudzała. Od razu po rezonansie popołudniu mieliśmy wizytę u neurologa, który po obejrzeniu zdjęć z rezonansu postawił diagnozę – guz, zmiana o typie oponiaka. Były 3 drogi – operacja i całkowite usuniecie guza, radioterapia lub leczenie peliatywne. Jednak jedynie operacja dawała Vivie praktycznie 100 % szans na wyleczenie. Sam guz nie był duży i jak to weterynarz powiedział „mieliśmy szczęście w nieszczęściu”, gdyż ataki padaczkowe spowodował obrzęk mózgu wokół guza. Gdyby nie to guz mógłby rosnąć nawet parę lat i nie dawać żadnych objawów, a my dowiedzielibyśmy się za późno. 29 listopada Viva przeszła operację usunięcia guza. Zniosła ją bardzo dobrze, do tego stopnia, że wieczorem dzwonili do nas z kliniki, że w zasadzie możemy ją odebrać… Viva nie chciała siedzieć w klatce i piszczała weterynarzom żeby ją wypuścili, była dosyć marudna jak to tylko ona potrafi, bo… była głodna
Podobno psy po takiej operacji potrafią nie wstawać, nie chcieć jeść, nie załatwiać się do 3 dni, a Viva? Od godz. 23 tego samego dnia co kilka godzin dostawała małą porcję jedzenia. O 6 rano następnego dnia wstała o własnych siłach i chciała wyjść na dwór załatwić swoje potrzeby
Już parę dni po operacji uczestniczyła w życiu codziennym jak zwykle, chciała chodzić z nami na spacery i treningi i ustawiała się w kolejce żeby ją też ubrać. Tydzień od operacji miała krótki trening noseworka i fitnessu dla emerytów. Mam wrażenie, że czuje się lepiej niż przed operacją. Być może guz dawał o sobie znać wcześniej, Viva od jakiegoś czasu szybciej się męczyła i znacząco więcej spała, co wzięliśmy za wiek. Dzisiaj mamy pierwszą kontrolę. Na pewno do końca życia Viva będzie musiała brać leki na padaczkę. Nikt nie będzie ryzykował i ich odstawiał. Teoretycznie guz może się odnowić, ale może zająć to lata (ten typ guzów rośnie bardzo powoli), ale na ten moment Viva w zasadzie jest zdrowa. Najważniejsze, że Viva czuje się już coraz lepiej, przed nami powolny powrót do normalności
Aż trudno uwierzyć, że to już rok! Jest szalona i potrafi mieć niecodzienne pomysły, na które żaden inny pies nie wpadł do tej pory
Zmotywowana i ambitna, chętna do zabawy i pracy. Czasem kombinuje żeby wyjść bardziej na swoje niż moje, ale już zaczęłam ją lepiej czytać i wyłapywać te momenty, gdy wychodzi z niej kombinator
Bardzo szybka i skoczna, całusy na spacerach to norma, a jaka dumna z siebie jest jak jej się uda! Lubi być w centrum uwagi, nie ważne co robisz zawsze ci towarzyszy, kocha się przytulać i spać na kolanach
Zawody, miasto, podróż komunikacją miejską – nie robi na niej wrażenia. Przez ten czas zjeździła z nami pół Polski oraz była dwa razy w Czechach i zawsze dobrze znosiła czekanie w klatce, spacery w nowym miejscu i spanie w hotelu. Największym rozproszeniem nadal są inne psy, ale pracujemy nad tym
Ogólnie potrafi być bardzo grzeczna, ale wychodzi z niej czasem mały kombinujący toller
Power – życzę Ci głównie zdrowia, bo o resztę zadbamy
Bądź dalej tak szalona, tylko czasem zastanów się dwa razy nad tym co chcesz zrobić
Dzisiaj miot „H” po Prim & Paco obchodzi swoje 6. urodziny!
Drodzy „HERO” – Onyx, Kazik, Pixel, Henio, Eren – życzymy Wam dużo zdrowia, przysmaków, pływania i aportowania! Długich spacerów i ciekawych aktywności! Bądźcie szczęśliwi ze swoimi rodzinami!
Haru i Mizu – tęsknimy i zawsze o Was będziemy pamiętać…
W miniony weekend uczestniczyłyśmy w warsztatach tropienia użytkowego z Magdaleną Naraniecką
Do tej pory tylko Prim i Maze miały okazję tropić. Obie bardzo to lubią i zawsze szukają człowieka z pełnym zaangażowaniem
Tym razem w tajniki tropienia wprowadziliśmy również Meridę i Power
Dla Power było to całkowicie nowe doświadczenie, w którym świetnie się odnalazła. Merida latem miała okazję wykonać jeden ślad, ale poza tym nic nie robiłyśmy w tym kierunku, a szła jakby po nocach trenowała